Monday, December 29, 2014

"Brud"

O utworze: Szort o rzeczywistości widzianej z nieco szerszej perspektywy.
_________________________________________________________________

---Zawsze byłem nieśmiały. Nie miałem zbyt wielu kolegów. Zamiast na dworze wolałem spędzać czas przy książkach albo komputerze, zaś przebywanie na hałaśliwych szkolnych korytarzach przyprawiało mnie o ból głowy. Na rodzinnych spotkaniach odzywałem się tylko wtedy, gdy mnie o to proszono. Ogólnie rzecz biorąc, relacje interpersonalne nigdy nie należały do ulubionych sfer mojego życia.
---Lecz to, co się dzieje teraz, można określić jedynie mianem istnego koszmaru. Staram się w ogóle nie wychodzić ze swojego mieszkania, jednak czasami jest to nieuniknione - w końcu muszę gdzieś kupować jedzenie i zarabiać pieniądze. Pewnego razu, w akcie desperacji, postanowiłem udać się gdzieś w dzicz i pozostać tam do końca swoich dni. Aby dobrze się do tego przygotować, kupiłem sprzęt warty furę kasy i obejrzałem wszystkie odcinki “Szkoły przetrwania". Po czterech dniach wróciłem do domu głodny, zmarznięty i ostatecznie przekonany, że telewizja kłamie.
---Nie ma dla mnie żadnej ucieczki. To dzieje się wszędzie tam, gdzie są obecni ludzie. Nieważne, czy w pobliżu znajduje się kobieta z dzieckiem, starsza pani, bogacz ubrany w garnitur Armaniego czy miejscowy chuligan. Od każdego z nich, w mniejszym bądź większym stopniu, zalatuje obrzydliwą stęchlizną. Jadąc zatłoczonym autobusem czuję się, jakby ktoś przewoził mnie śmieciarką pełną gnijących odpadów. Niewyobrażalny smród atakuje moje nozdrza na ulicach, w fabryce, w której pracuje, w urzędach, w sklepach. Na całe szczęście mieszkam sam, więc gdy zamykam się w swoim lokum, mogę cieszyć się odrobiną spokoju.
---Sam zapach dałoby się jeszcze wytrzymać. Problem dotyczy również i innych zmysłów. Niektóre jednostki wręcz tryskają ohydną, czarną mazią, oblepiająca wszystko dookoła. Jeśli tylko przejdę koło kogoś, kto ma trochę więcej za pazurami, usta od razu wypełniają mi się goryczą.
---Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu. Któregoś dnia po prostu obudziłem się i tak już było. Z początku myślałem, że to jedynie halucynacje. Bałem się iść do lekarza, gdyż obawiałem się, że zamkną mnie w psychiatryku. Postanowiłem żyć dalej tak, jakby nic się nie stało. Kumple z roboty zawsze uważali mnie za dziwoląga, więc niewielkie zmiany w zachowaniu, takie jak machinalne zatykanie nosa czy też otrzepywanie się z brudu, którego inni zauważyć nie mogli, nie robiły na nich większego wrażenia. Moi bliscy kontaktują się ze mną sporadycznie, więc jak do tej pory nie zdążyłem wzbudzić u nich większych podejrzeń.
---Po pewnym czasie udało mi się rozgryźć, o co chodzi w tym całym zamieszaniu. Doszedłem do wniosku, że to, co obserwuję, jest niczym więcej jak tylko negatywną energią emitowaną przez ludzi. Choć nigdy zbytnio nie interesowałem się duchowością, magią i innymi tego typu pierdołami, to wytłumaczenie zdaje się dla mnie być jedynym sensownym. Bo niby jak inaczej wyjaśnić to, że intensywność zjawiska zależy od tego, jak wiele złych uczynków popełnia dana osoba? Od tej prawidłowości nie ma wyjątków. Najgorszy rynsztok wylewa się z dresów, bezdomnych alkoholików, bądź też wysoko postawionych ludzi umoczonych w jakieś przekręty. Raz natknąłem się na takiego “ę,ą” w tramwaju. Jechało od niego jak z obory. Dwa tygodnie później jego zdjęcia z czarnym paskiem na oczach widniały na pierwszych stronach gazet.. Okazało się, że był to jakiś profesor uniwersytecki zaangażowany w defraudację publicznych pieniędzy. 
---Na początku też emitowałem całkiem spore ilości tego szlamu. Zmuszony byłem więc przeżyć wewnętrzną przemianę. Przestałem pić, oddaję sporą część pensji na cele charytatywne, nauczyłem się kontrolować swój gniew. Teraz jest już lepiej, nie duszę się tak bardzo we własnych wyziewach.
---Co dziwne, nie zauważyłem, żeby istniała jakakolwiek przeciwwaga dla tej złej aury. Są po prostu ci, którzy produkują jej więcej albo mniej. Czyżby stwierdzenie św. Augustyna było prawdziwe, tyle że w odwrotną stronę? Dobro jest jedynie brakiem zła? Sam nie wiem co o tym myśleć. W głowie mam mętlik. Za dużo naczytałem się o tych wszystkich filozofach…
Piszę to chyba tylko po to, żeby nie zwariować. Papier jest dobrym powiernikiem tajemnic. Znacznie…

***

---Marteen, nie będąc już dłużej w stanie walczyć z chęcią zaspokojenia potrzeby fizjologicznej, odłożył długopis, wstał od biurka i udał się do łazienki. Szybkim krokiem przemierzył niewielką kawalerkę, skorzystał z toalety i umył ręce. Wycierając dłonie spojrzał w lustro. Z wrażenia upuścił ręcznik. Na samym środku czoła, w miejscu, z którego jeszcze niedawno wyrastałem całkiem spory pryszcz, znajdowało się oko. Nieco mniejsze od dwóch pozostałych i pozbawione tęczówki.
---Serce mu zadrżało. Sekundę później ten organ o mało co nie opuścił jego klatki piersiowej. Mężczyzna na swoim ramieniu poczuł czyjąś dłoń, a zwierciadło pokazywało tylko jego odbicie.
Wrzasnął na całe gardło i odwrócił się. Stał teraz twarzą w twarz z osobnikiem ubranym w długi płaszcz z kapturem. On również posiadał nadliczbowy narząd wzroku.
- Spokojnie, synu - powiedział nieznajomy. - Nic ci nie grozi. Przybyłem tu, aby zaprosić cię do wstąpienia do naszego Bractwa. Przed tobą długa droga do Oświecenia...


pażdziernik 2014

"Kruk"

O utworze: Krótka opowiastka filozoficzna w stylu przypowieści.
___________________________________________________________________________

---Wszelkie istnienie zawierało się w obecnym kształcie od zarania dziejów. Nikt nie zadawał pytań o początek. Nikt nie szukał sensu. 
---Byt człowieka wypełniała praca, dzięki której podtrzymywał swoją egzystencję. Niewielkie gromady żyły rozproszone po całym świecie, mieszkając w drewnianych chatach, hodując zwierzęta i uprawiając rośliny. Nie było rządzących ani rządzonych. Każde mienie traktowano jako wspólne. Zazdrość i chciwość pozostawały nieznanymi pojęciami, zaś wzajemną miłość i dobroć uznawano za najważniejsze wartości. Natura oszczędzała swoim dzieciom klęsk żywiołowych i chorób. Dzikie stworzenia nie pożerały siebie nawzajem, lecz podobnie jak ich więksi bracia obdarzeni rozumem, żywiły się wyłącznie roślinami, dostarczanymi w wielkich ilościach przez żyzną ziemię.
---Ludzie byli szczęśliwi. Cieszyli się każdym dniem, jakim obdarzył ich los, aż nadchodził czas odejścia na drugą stronę. Moment ten nie budził jednak w nikim przerażenia. Wszyscy godzili się z tym, że kiedyś już ich nie będzie.
I wtedy pojawił się On. Dotarł na pole leżące nieopodal jednej z wiosek znajdujących się na nizinach. Usiadł na lekko zbutwiałej grzędzieli i tkwił w bezruchu, wpatrując się absolutnie czarnymi oczyma w człowieka zaprzęgającego wołu do radła. Mężczyzna, zauważywszy Kruka, przerwał swoje zajęcie i zaczął go odpędzać, krzycząc i machając rękoma w jego kierunku:
- A kysz! Idź precz!
Lecz On pozostawał niewzruszony. Przechylił głowę na bok, otworzył dziób i powiedział:
- Przybyłem tu, żeby was zbawić.
Człowiek zdumiał się, słysząc, że zwierzę posługuje się ludzką mową. Pomimo tego nie odczuł lęku. Wręcz przeciwnie, gdy Ptak odezwał się do niego, nagle jakby doznał ukojenia. Zbliżył się do Niego i zapytał:
- Co to znaczy: “zbawić”?
- Uwolnić od cierpienia.
---Słowa Kruka, wypowiedziane głosem, który zdawał się wnikać w najmniejsze zakamarki ciała rolnika, skłoniły go do przypuszczenia, iż nie zna On dobrze tutejszych warunków życia.
- Przecież my nie cierpimy. Mamy wszystko, czego nam potrzeba. 
- Mylisz się. Brakuje wam wielu rzeczy.
---Odpowiedź wzbudziła w wieśniaku palącą ciekawość. Ośmielił się więc skierować prośbę o dalsze wyjaśnienia.
- O jakich rzeczach mówisz?
- Dowiecie się o nich w swoim czasie. A teraz usiądź i czekaj.
---Człowiek wykonał polecenie i obaj zamilkli. Po chwili do owego miejsca przybyła jego żona, zaniepokojona nieobecnością męża. Usłyszawszy całą historię, również spoczęła przy radle i obserwowała Ptaka, który wciąż nie zmieniał swojej pozycji.
---Wkrótce na polu znaleźli się wszyscy mieszkańcy wioski, od niemowląt po starców. Otoczyli Go szerokim kręgiem i czuwali.
Mijały dnie i noce, a On nie wydał z siebie choćby dźwięku. Tubylcy jednak wiernie trwali przy Nim, nie odchodząc nawet na krok. Myśleli jedynie o tajemnicach, które wkrótce miały zostać odkryte. Jego obecność wypełniła ich serca tak, że pozostawali obojętni wobec wszystkiego, co działo się dookoła.
---Tydzień później zgromadzeni pomarli już byli z głodu i pragnienia. Zbawiciel, widząc, że spełniły się jego zamiary, rozpostarł skrzydła i odleciał.

***

---Odkupienie po kolei obejmowało kolejne osady. Ludzie, usłyszawszy wieści od wędrowców napotykających skupiska martwych ciał, zlękli się i zaczęli rozpowszechniać plotki między sobą. Do tej pory nie zdarzyło się, żeby ktoś umarł, nie osiągnąwszy mocno dojrzałego wieku. Strach i frasunek wypełniły ten świat. Nikt nie chciał z niego odejść, będąc jeszcze młodym i w pełni sił. 
---Pewnego razu Kruk zjawił się przy kobiecie piorącej ubrania. Usadowił się na okiennicy stojącego w pobliżu domu. Niewiasta, skupiona na swojej pracy, nie zwróciła na Niego uwagi, dopóki nie rzekł do niej:
- Będziesz moją Uczennicą.
---Praczka uniosła wzrok znad balii i spytała:
- Czego chcesz mnie nauczyć?
- Prawdy.
---Zdziwiona niejasną odpowiedzią wieśniaczka zapragnęła, aby została ona jej objaśniona.
- Czym jest prawda?
- Wszystkim, czym myślisz, że nie jest.
---W sposobie, w jakim się wypowiadał, było coś niezwykłego. Jego głos uspokajał rozmówcę tak samo, jak dotyk matki ucisza płaczące dziecko. Odfrunął z parapetu i usiadł na jej ramieniu, po czym szepnął jej do ucha:
- Pójdziemy razem.
---I udali się w nieznane.


***

---Latami podróżowali przez świat, niosąc Zbawienie, które przejawiało się w coraz to nowych formach. Wichury, powodzie i pożogi niszczyły osady. Zarazy trzebiły kolejne gromady. Susze ograniczały zasoby pożywienia, przez co człowiek był zmuszony spożywać mięso, często nawet to, które wcześniej było częścią najbliższej mu osoby. Cenniejsze dobra przywłaszczali sobie ci, którzy byli silniejsi bądź sprytniejsi od innych. Jeden powstał przeciw drugiemu w walce o przetrwanie.
---Gdy ongiś przemierzali odległy las, Uczennica poprosiła Kruka o wytłumaczenie pewnej sprawy, która zaległa jej gdzieś na dnie duszy i nie dawała spokoju.
- Dlaczego sprawiasz, że ludzie cierpią, choć obiecałeś im, że ich od tego wyzwolisz?
- Możesz być wolnym, nawet jeśli twoje ręce oplatają więzy.
---Kobieta zaczęła rozważać słowa Ptaka, lecz nie mogła odgadnąć ich znaczenia.
- Nie rozumiem, o czym mówisz, Mistrzu.
- Musicie się bać, żeby działać. Potrzeba wam czegoś, przed czym możecie uciekać, żeby nie stać w miejscu. Byliście martwi, a ja dałem wam życie. Ujrzą to ci, którzy nastąpią po was.
---Zapadła cisza. Zatrzymali się i usiedli na powalonym konarze, aby odpocząć. Po chwili Zbawiciel oznajmił:
- Co postanowiłem uczynić, uczyniłem. Odchodzę. Zachowaj wszystko to, o czym ci powiedziałem.
---I opuścił ją. Już nikt nigdy potem go nie ujrzał. 


***

- Jesteś świrem, Piter - stwierdził Albert po wysłuchaniu historii. - Chyba nie powiesz mi, że uznajesz to za coś więcej niż tylko mit? 
- Każdy wierzy w to, co uważa za słuszne - odparł Piotr. - Kto wie, jaka może być prawda…
- No dobra, już dobra, tylko błagam, nie zmień mi stancji w miejsce schadzek jakieś sekty!
---Obydwaj mężczyźni wybuchnęli gromkim śmiechem, przerwanym przez wibracje telefonu Alberta. 
- Słuchaj, stary - rzekł odczytując SMS-a. - Muszę cię na chwilę opuścić. Brat chce, żebym go podwiózł do urzędu skarbowego.
---Kolega Piotra pożegnał się z nim i wyszedł z mieszkania. Drugi ze studentów udał się do swojego pokoju, puścił na wieży Hi-Fi jeden z kawałków Marcusa Intalexa, oklapł na krzesło obrotowe i zaczął gapić się w okno.
Nagle, na parapecie po drugiej stronie szyby usiadł spory kruk. 
- Zabierz mnie stąd - poprosił go Piotr. - Mam już dosyć tego. Nie chcę istnieć w tym świecie.
- Niczego nie zrozumiałeś? - zdziwił się Ptak. - Masz tutaj być. To jest twój cel. Sens, który wyznaczyłem tobie i innym ludziom. Iść przez życie i rozwijać się. Nieważne, jak bardzo to boli.
---Zwierzę odfrunęło, zostawiając go samego. Przez moment nie ruszał się jeszcze, rozmyślając. Odwrócił głowę od okna i wstał.
- Lepiej pozmywam naczynia - pomyślał na głos i poszedł do kuchni.

wrzesień 2014