Całe
pokolenia spędzały życie otoczone fizycznie nieprzekraczalnym
murem. To mogłaby być przerażająca perspektywa. Lecz wbrew
pozorom życie toczyło się w miarę normalnie. Gdzieś daleko
na kontynencie ludzie wstawali wcześnie rano z łóżek, by
przepracować większą część dnia w tragicznych warunkach,
budując kapitał przemysłowców. Młodzi uczyli się zawodu lub,
jeśli posiadali większe zdolności umysłowe, zgłębiali tajniki
nauk magicznych. Schorowane od zanieczyszczonego powietrza babcie
pilnowały wnuków. Samotne matki stały w kolejce po zasiłek
dla bezrobotnych. Wszyscy mieli zbyt wiele spraw na głowie, by
przejmować się izolacją.
Kaim
znajdował się jednak w zgoła odmiennej sytuacji. Przebywał
w bazie badawczej na Czarnej Wyspie, położonej około dwieście
pięćdziesiąt kilometrów od Zielokradeł, skąd pochodził. Jego
zadaniem było właśnie badanie dziwnego tworu – Ściany Światła.
Granicy ich świata. Euijin.
Tu
magia to nie gusła i nienazwane moce, lecz przetwarzanie
informacji. Ogromna połać lądu i oceanów otoczona eteryczną
barierą zapętlającą jej obszar. Za murem – tajemnicza
i chaotyczna Przedstrzeń, dostępna jedynie dla tych, którzy
mieli odwagę wprowadzić swój umysł w odmienne stany
świadomości. Euijińczycy próbowali ją zbadać i eksploatować,
aby sprostać rosnącym wymaganiom rozwijającej się cywilizacji,
lecz napotkali opór ze strony boskiej istoty…
– Witam!
– Głos znajomego Lodogórala wyrwał Kaima z zamyślenia. –
Przyszedłem zobaczyć co u was i co? Jak zwykle się
obijacie…
Kaim
odwrócił się od biurka i zrobił groźną minę.
– My?
A posprzątaliście chociaż ten bajzel w dokumentach w tym
całym Fryarze czy Frearze?
Obaj
naukowcy roześmiali się głośno.
*
Głęboki
oddech. Powietrze zimne i wilgotne, jak zawsze na Zielokradłach.
Nawet wewnątrz ogromnej siedziby Kombinatu Elektromagicznego.
Tabuny
pracowników kroczyły korytarzem w stronę kantyny. Głównie
Zieludzie i Rdzenni, chociaż tu i ówdzie pojawiali się
także Lodogórale oraz Bezkresowianie. Ktokolwiek, kogo
ponadprzeciętna wiedza w zakresie techniki oraz kodowania run
została doceniona przez wydział kadr korporacji.
To
było fascynujące. Różnorodność, a zarazem jedność. Każda
rasa wyewoluowała z tego samego gatunku, niewielkiego
drapieżnika zamieszkującego puszczę w centrum Euijin.
Stworzyła odrębną kulturę, wyznawała inne wartości, a mimo
to wszystkie doszły do porozumienia niemalże bez większego
wysiłku. Choć dawne antagonizmy wciąż tkwiły w sercu,
wszyscy razem starali się o lepsze jutro.
I
oto ona pośród tego cudu, Hysya, młoda córka Kraju Północy,
wyrwała się z żelaznego uścisku biedy panującej w Klinie
i stała się kimś więcej niż tylko trybikiem w machinie
cywilizacji. Teraz jako wysoko postawiony specjalista Kombinatu
Elektromagicznego naprawdę może zmieniać świat, z niemalże
natychmiastowym efektem. Postanowiła wykorzystać to jak najpełniej.
Przerwa
obiadowa to dla niej strata czasu. Dlatego z trudem przebijała
się przez sunący w drugą stronę tłum, kierując się
w stronę hali z superkomputerem. Wedle przewidywań
program zbliża się do finiszu…
Zbiegła
po schodach i wkroczyła do podziemnego tunelu. Maszynę
umieszczono niemal przy samym brzegu morza, aby wymienniki ciepła
były zanurzone w wodzie. Kosztowało to ogromne sumy, lecz
liczyła się przede wszystkim wydajność.
Po
krótkim marszu Hysya dotarła do głównego wejścia. Przesunęła
kartą identyfikacyjną po czytniku runicznym. Wrota odblokowały się
i programistka wstąpiła do środka. Delikatny szmer układów
zintegrowanych, pisk purpurokryształowych kości pamięci
traktowanych niskim napięciem, sapanie pomp chłodziwa, migające
diody, kręcący się tu i ówdzie pracownicy. Kochała
atmosferę tego miejsca.
– O,
witam szefową! – odezwał się Maorn, wysoki Zielud. Przynajmniej
jak na ogólne standardy, znaczący wzrost był bowiem cechą
charakterystyczną tejże rasy.
– A
tam od razu szefową – odparła Hysya. – Nasze stanowiska są tak
samo ważne. Bez ciebie nie utrzymalibyśmy sprzętu w stanie
nadającym się do użytku.
– Elektromagia
bez przetwarzania informacji jest niczym. To ty jesteś władczynią
KEM-3.
– Dobra,
dosyć tego słodzenia. Jak tam parametry?
– KEM-3
wykonał dziewięćdziesiąt osiem procent zadanych komend. Dzisiaj
około ósmej wieczorem powinniśmy uzyskać ostateczny wynik.
– Tak
późno? – zdziwiła się Hysya.
– Wydajność
spadła, musieliśmy trochę zmniejszyć pobór mocy. Na instalacji
radiatora H7 popękały uszczelki, trzeba było go odciąć. Chłopaki
z obsługi technicznej właśnie zajmują się wymianą.
– Szlag
by to trafił. – Kobieta mocno zagryzła wargi. – Mam wrażenie,
że minęły wieki, odkąd uruchomiliśmy program. I tak mamy ogromne
szczęście, że księgowość w ogóle zgodziła się na niego
przy obecnych cenach prądu. Euijifina każe płacić za izotopy
promieniotwórcze jak za zboże, a węgla z Lodogór nie
opłaca się sprowadzać…
– Żałuję,
że projekt Gadayro nie wypalił – powiedział Maorn. – Mimo, iż
nigdy nie żyliśmy ze sobą w zgodzie. Elektrownia eterowa
mogłaby zmienić całe Euijin. Ciekawe, czy można by skonstruować
taką bez ingerencji w Przedstrzeń.
– To
raczej mało prawdopodobne. Bez zaklęć nie da rady pobrać eteru
zza Ściany Światła, a do ich wykonania potrzebna jest
energia. Prościej zbudować strukturę, która będzie go pompować
do Euijin. Jak się okazało, komuś to się nie spodobało.
– Nie
boisz się, że nas niedługo też zaczną ścigać bogowie albo
potwory? – zapytał Maorn.
– Mówisz
to do wychowanki klińskiej patologii. Przez kilkanaście lat
wychodząc z domu obawiałam się, że dostanę kosę pod żebra
od seryjnego mordercy, a wchodząc, że znowu wtłucze mi
najarany mechorostem ojciec. Teraz mam zacząć się lękać władców
przedstrzennych krain? Błagam. To ich problem, że nie chcą
współpracować. Z resztą, nie powinni się obrazić o ten
małą część terenu, którą im wyrwiemy.
– Obyś
miała rację. Miło się gawędziło, ale muszę sprawdzić, jak
idzie ekipie naprawczej.
– No
to leć, nie będę cię zatrzymywać.
Elektromagik
obrócił się na pięcie i zniknął gdzieś pomiędzy szafami
klastra. Hysya obeszła całą halę i porozmawiała
z pozostałymi specjalistami. Upewniwszy się, że każdy inny
element systemu pracuje w całkowitym porządku, wróciła do
swojego biura.
*
Magsmiter
nadal milczał. Żadnych wieści od ekipy KEM-3. Czyżby kolejna
usterka? Nie, nie może znowu iść do hali, na głowie ma następny
projekt, a terminy gonią… Spojrzała na ekran biurkowego
programatora. Musiała mrużyć oczy, aby kolumny run, słów i liczb
nie zlewały się w zielone szlaczki. Pisanie instrukcji do
systemu wspomagania toru jazdy w samochodach było wyjątkowo
żmudne.
Hysya
spojrzała za okno, potem na zegarek. Była dwudziesta pierwsza.
Nawet nie zorientowała się, że jest tak późno. Znowu została
w pracy po godzinach. Może powinna wreszcie odpocząć?
Przeciągnęła się na krześle i po chwili zastanowienia
wyłączyła programator, po czym opuściła siedzibę Kombinatu.
Drobne
krople deszczu zwilżały wszechobecny beton. Nie widziała potrzeby
zakładania kurtki, samochód zaparkowała nieopodal. Szybkim krokiem
podążyła w kierunku pojazdu.
Jak
na złość w torebce zabrzęczał magsmiter. Oby chodziło
o projekt, a nie o jakąś pierdołę.
– Hysya
Vadeloot, słucham.
– Tu
Maorn, mamy wieści od chłopaków z Czarnej Wyspy, program
został wykonany, wygląda na to, że wszystko przebiegło zgodnie
z planem…
– Czekaj,
ktoś kręci się koło mojego auta, za chwilę oddzwonię…
*
– Nie
wierzę w to – krzyczał Johaze. – Po prostu nie wierzę,
jeszcze pół godziny temu przekraczałem Ścianę Światła
dokładnie w tym miejscu, a teraz… Ona zniknęła.
– Nie
zniknęła, tylko została przesunięta. – Kaim poprawił
Lodogórala. – Z raportów załóg statków wynika, iż zmiany
objęły jedynie nasz rejon. Tak z resztą zakładał plan. I
tak mamy spore szczęście, że się powiódł.
– To
fantastyczne – zachwycił się Johaze. – Nowy obszar wygląda
niemal identycznie jak reszta Czarnej Wyspy. Patrz, nawet droga
ciągnie się dalej wzdłuż doliny!
– Nie
traćmy więcej czasu. Ładuj się do wozu, musimy sprawdzić nową
strefę.
Lodogóral
z długimi frędzlami na skórze i zieludzko-bezkresowiański
mieszaniec, który odziedziczył czekoladową karnację po ojcu oraz
pokaźny wzrost i włosy koloru trawy po matce, wsiedli do
sfatygowanej terenówki i ruszyli przed siebie. Obaj byli
pracownikami rządowych stacji badawczych. Kaim stacjonował na
Czarnej Wyspie położonej na północnym zachodzie Euijin, zaś
Johaze w devylańskiej kotlinie Frear na przeciwległym końcu
świata. Z racji tego, że obie bazy znajdowały się tuż przy
Ścianie Światła, w rzeczywistości dzieliło je niecałe
piętnaście minut jazdy samochodem, więc często wymieniały ze
sobą personel i zasoby. Przez projekt Hysyi zapowiadało się
jednak, że sytuacja ulegnie diametralnej zmianie. Naukowcy brnęli
w głąb lądu, a magicznej bariery ani śladu.
– Czy
w zaklęciach wykonywanych przez KEM-3 przyrost powierzchni był
dokładnie określony? – zapytał Johaze.
– Ustalili
go na pięćset kilometrów kwadratowych, lecz interferencja danych
mogła sporo namieszać, zwłaszcza przy tak skomplikowanym procesie
– odparł Kaim, przyhamowując pojazd przed głęboką kałużą. –
Jak tam parametry?
– Pole
magnetyczne i grawitacyjne w normie, nieco podniesione
natężenie eteru – recytował Lodogóral, gapiąc się
w multimiernik. – Warunki atmosferyczne w normie.
Konwersja informacji do euijińskiego standardu chyba się udała.
– Doskonale.
Będziemy mieli nowe tereny pod osadnictwo i uprawy, pewnie
znajdą się tu też jakieś złoża. Problem przeludnienia nam już
nie grozi. Może nawet uda się przesunąć Ścianę Światła na
tyle daleko, że ludzie o niej zapomną…
– To
byłoby wygodne – rzekł Johaze. – Pamiętam, jak trudno było
przyjąć do wiadomości, że nasz piękny i uporządkowany
świat to tylko bańka zawieszona w kompletnie chaotycznej
Przedstrzeni.
Terenówka
pędziła dalej szutrową drogą wzdłuż połaci soczyście zielonej
trawy poprzecinanych bazaltowymi skałami. Za nią sunął sznur
innych samochodów prowadzonych przez badaczy. Motor wył na
najwyższych obrotach. Wóz wspiął się na wysoki pagórek
i naukowcom ukazał się niecodzienny widok. Leżącą przed
nimi część doliny otaczał kamienny mur, wznoszący się wyżej
niż najpotężniejsze wieżowce w Środku Świata.
*
– Hej,
co ty robisz?! – krzyknęła Hysya do nieznajomego. – Spadaj
stąd!
– Ładny
samochód – odparł ten jak gdyby nigdy nic. – Musiałaś sporo
pracować, aby sobie na niego pozwolić… Szkoda, że wykorzystujesz
swoje umiejętności w niewłaściwy sposób.
Skóra
na głowie mężczyzny połyskiwała delikatnie w świetle
ulicznych lamp. Nie sposób było przypisać go do jakiejkolwiek rasy
czy ich kombinacji, styl płaszcza również wydawał się Hysyi
wyjątkowo dziwny.
– Nie
wiem, coś ty za jeden, ale naprawdę radzę ci zmiatać. –
Zieludka wykonała dłonią ruch w kierunku kieszeni, w której
trzymała magmiota.
– Obejdzie
się bez broni – powiedział obcy. – Wiedziałem, że chcesz ją
wyciągnąć od chwili, kiedy mnie zauważyłaś. Pozwól, że zrobię
to za ciebie.
Pistolet
wyfrunął z kurtki Hysyi i wylądował kilkanaście metrów
dalej.
– Ach,
zapomniałem się przedstawić. Mówią o mnie Zazugh. Chcę
z tobą porozmawiać i przekonać do walki o słuszną
sprawę. Może masz ochotę wziąć mnie na przejażdżkę? Nie daj
się namawiać.
Przeklęty
Maorn i jego proroctwa… Gdyby stracił posadę w Kombinacie,
mógłby zostać wróżbitą.
*
– Zauważyliśmy
dużą, kamienną strukturę w odległości około kilometra od
naszej pozycji. – Johaze raportował do bazy przez magsmiter. –
Zmierzamy w jej kierunku.
Kaim
ostro podkręcił tempo. Samochodów pozostałych badaczy zniknęły
w lusterkach.
– Niewiarygodne
– westchnął mieszaniec. – KEM-3 chyba poniosła odrobina
fantazji i umieścił tu fortyfikacje obronne. Albo konwersja
informacji zaszwankowała i utkwił tu artefakt z Przedstrzeni.
– O
kurde. Zawartość eteru skacze do końca skali – poinformował
towarzysza Lodogóral. – To chyba rzeczywiście anomalia zza Ściany
Światła. Musimy być czujni.
Wraz
ze skracającym się dystansem naukowcy zauważali coraz więcej
szczegółów budowli. Mur popękał i utworzyły się
w nim dosyć spore dziury. Wyrastały z niego drzewa
i spowijały pnącza.
I
co najważniejsze, pokryto go napisami. Od podstawy aż po blanki
okraszony był przez słowa, runy, znaki i cyfry.
Droga
prowadziła wprost na bramę pozbawioną wrót. Trudno było
stwierdzić, co znajduje się za nią. Multimiernik tykał
złowieszczo. Kaim zwolnił.
– Zaczekamy
na innych przed wjazdem – powiedział. – Rozsądnie będzie
zostawić auta w tym miejscu, zanim zorientujemy się, co jest
po drugiej stronie.
– Eter!
– wykrzyknął Johaze. – Czuję go! W całym ciele, mogę nim
oddychać, stój, chcę wyjść!
– Co
ty pieprzysz?! – Kaim osłupiał, zdziwiony zachowaniem Lodogórala.
Johaze
nagle odpiął pas bezpieczeństwa i chwycił za klamkę. Kaim
gwałtownie zahamował, przeczuwając, że jego partner zaraz
wyskoczy z samochodu. Devylańczyk prawie uderzył głową
w przednią szybę, lecz gdy tylko wóz się zatrzymał,
natychmiast wyszedł na zewnątrz i pobiegł w kierunku
bramy.
– Nie
podoba mi się to… – wymamrotał do siebie mieszaniec, gramoląc
się z terenówki.
*
O
tej porze obwodnica prowadząca z dzielnicy fabrycznej do
centrum Klina świeciła pustkami. Błękitny kompakt przemierzał ją
powoli, rozchlapując cienką warstwę wody na asfalcie. Był to
prototypowy model, napędzany w diametralnie odmienny sposób
niż tradycyjne wozy. Zamiast silnika spalającego purpurową bądź
zwykłą ropę, miał komputer wykonujący zaklęcia telekinetyczne.
Dzięki temu mógł przyspieszał i zatrzymywał się znacznie
szybciej niż zwykłe samochody, choć okupione to było krótszym
zasięgiem – akumulatory dostarczające prąd do jednostki
centralnej nie wystarczały na długo.
Jego
kierowcę zazwyczaj cieszyła jazda tą drogą, gdyż oznaczała
powrót do domu. Tym razem wolałby być w zupełnie innym
miejscu.
– Zgaduję,
że chciałeś się ze mną spotkać, bo nie spodobał ci się mój
projekt? – Hysya nerwowo skręciła kierownicą, starając się
ominąć ubytek w asfalcie. – I jesteś tym samym gościem,
który pokrzyżował szyki staremu Filemowi?
– O,
przepraszam – obruszył się Zazugh. – To Gadayro mnie oszukał
i uwięził, ja tylko broniłem swoich racji. Zdajesz się być
odważną kobietą. Niektórzy ludzie nie ośmieliliby się nazwać
mnie inaczej niż Panem. Lecz nie traktuj tego jako wadę, cenię
szczerość.
Kobieta
odgarnęła seledynową grzywkę z twarzy. Lewe tylne koło
stukało, spiker w eteradiu mówił piskliwym, irytującym
głosem… Czyżby lęk przed konfrontacją sprawiał, że zamiast na
rozmowie skupiała się na denerwujących błahostkach? Nie
rozumiała, co się z nią działo, przecież niejednokrotnie
znajdowała się w gorszej sytuacji.
– Wasze
działania są daremne – kontynuował bóg. – Zdaje się wam, że
żyjecie we wspaniałym świecie, i ciągle wam go mało.
Pragniecie coraz więcej i więcej, nie zważając na otoczenie.
Myślicie, że Przedstrzeń jest nienormalna, lecz rzeczywistość
jawi się inaczej… To Euijin jest odchyleniem, niewielką plamką
sztucznego porządku na nieskończonym morzu chaosu.
– Nie
rozumiem – stwierdziła Zieludka. – Zamieniliśmy tylko kawałek
waszego uniwersum, które jak sam wspominałeś nie ma granic, na
nasze. Skoro aż tak bardzo nie chcesz się dzielić, to dlaczego
załatwiasz tę sprawę ze mną, zwykłym inżynierem, a nie
z zarządem Kombinatu Elektromagicznego?
– Wszyscy
ci panowie na włościach to chciwi głupcy, pragnący jedynie, abym
nie wchodził im w drogę albo zniknął. Ale ty… Ty jesteś
inna. Wiesz, czym jest ból i cierpienie. Doświadczyłaś wielu
gorzkich przeżyć. Widzisz, nie chodzi o to, że
przeszkadza mi rozrost Euijin. Boli mnie sam fakt jej istnienia. To
miejsce to piekło. Trzeba je unicestwić, aby wyzwolić ludzi.
*
Kaim
popędził za Johazem. Niepokoił go fakt, że Lodogóral zniknął
z pola widzenia. Zatopił się w oślepiającej bieli po
drugiej stronie muru. Mieszaniec po chwili przekroczył wewnętrzną
bramę. Rozejrzał się dookoła, mrużąc oczy. Dokuczał mu głośny
szum i mrowienie w całym ciele. Znajdował się na
ogromnym placu, niemalże pustym za wyjątkiem wysokiego obelisku na
środku. Szczyt słupa jaśniał niebywale silnym światłem, które
dodatkowo odbijało się od podłoża. Badacz miał wrażenie, że
zaraz oślepnie. Jednak u podnóża monumentu udało mu się
wypatrzeć Johazego. Podbiegł do niego i chwycił za ramię.
– Co
ci odbiło? – zapytał, zaciskając powieki. – Musimy wrócić do
auta po sprzęt ochronny. Nie czujesz tego, co tu się dzieje? Zaraz
eksploduje mi głowa!
– To
nic nie da – odparł Devylańczyk. – Nie możesz odciąć się od
tych informacji! Rozumiesz to! Znaleźliśmy miejsce, z którego
emanuje cała rzeczywistość.
– Twierdzisz,
że stąd wydobywają się wszystkie dane o Euijin? Czy to
oznacza, że KEM-3 podczas konwersji w jakiś sposób odsłonił
Źródło naszego świata?
– Tak!
– krzyknął Johaze w mistycznym uniesieniu. – Przyjrzyj się
dobrze, a zobaczysz wszystkie krainy, od Bezkresnych Piasków po
Zielokradła! Wsłuchaj się, a do twych uszu dotrą słowa
każdego człowieka na Euijin! Skup się, a dotkniesz wszelkiej
żywej istoty!
– Szaleństwo.
– Kaim do tej pory nie mógł uwierzyć, w to, czego
doświadcza. – To miała być tylko teoria…
*
Skoro
Euijin to piekło, czy Przedstrzeń była rajem? Dlatego tyle osób
dałoby się pokroić za metafizym, byleby tylko dotknąć Nieba?
Jeśli to prawda, to czemu wszyscy wciąż tu tkwią, stawiając
czoła przeciwnościom losu, zamiast po prostu przenieść się za
Ścianę Światła? W głębi duszy czuła pragnienie ucieczki od
codziennych problemów, zapomnienia przykrych chwil, jakie przeżyła
w zwyczajnym świecie i uniknięcia tych, które mogły
czekać tuż za rogiem… Z drugiej strony nie mogła przekonać się,
aby zaufać Zazughowi.
– W
czym twój dom jest lepszy od naszego, że chcesz go zniszczyć
i zabrać nas do siebie? – Pragnęła się dowiedzieć Hysya.
– W
mym Królestwie nikt nie walczy o przeżycie. Nie ma własności
ani hierarchii. Nazywają mnie Panem, lecz naprawdę jestem tylko
Strażnikiem, który pilnuje, by nikomu nie działa się krzywda.
Zieludka
zjechała z obwodnicy. Jej dzielnica leżała jeszcze dalej na
południe, lecz w tej chwili nie miała zamiaru udać się do
domu. Liczyła na to, że gdy pokrąży trochę po centrum, Zazughowi
znudzi się rozmowa i zostawi ją w spokoju, albo znajdzie
pomoc u policjantów… W co ona wierzy, ten gość podobno stał
za zabójstwem samego Filema Gadayro, więc miałby bać się
gliniarzy?
– Dobrze
wiem, że nie mieszkasz w tych okolicach – rzekł bóg. –
Znam twoje myśli, wciąż próbujesz opracować plan pozbycia się
mnie. Po raz kolejny powtarzam, że nie musisz się niczego lękać.
Teraz
naprawdę znalazła się w sytuacji bez wyjścia.
– Powiedz
mi jedno. – Hysya odezwała się po chwili milczenia. – Czy za
Ścianą Światła nie ma bólu?
– Oczywiście,
że takie pojęcie istnieje wszędzie. Nie da się go ominąć. Ale
nie przejmuj się tym. To tylko jedno z wielu doświadczeń,
które wzbogaca nasze życie.
Zieludka
zwolniła i zaparkowała samochód na chodniku.
– Skoro
cierpienie to wspólna cecha Euijin i Przedstrzeni, to dlaczego
nie mogą współistnieć? – wyraziła zdziwienie Hysya. –
Przeszkadza ci to, że tu nie jesteśmy tobie poddani?
– Gdy
ujrzysz inny świat, prędko przekonasz się, iż Euijin jest
zwyrodnieniem. – Zazugh twardo bronił swoich racji.
–
A
gdy ty ujrzysz prawdziwe cierpienie, zrozumiesz, że to nie
tylko jedno
z wielu doświadczeń –
odparła Zieludka.
*
Pozostali
członkowie ekipy badawczej nie pojawiali się, mimo iż powinni
dogonić ich już jakiś czas temu. Może bali się tu wchodzić?
Kaim nie wiedział, co zrobić. Wrócić do auta po aparat
i multimetr, czy siłą zabrać stąd Johazego zanim zwariuje do
reszty i zwiewać?
– Mylisz
się. – Do uszu naukowca dobiegł delikatny głos. Czyżby
Lodogóral miał rację i z szumu można było wyłapywać
poszczególne dźwięki? – Z tego miejsca nie emanuje cała
rzeczywistość, a jedynie jej część.
Kaim
odwrócił się. Obok Johazego stała wysoka, zielonowłosa kobieta
w wypłowiałym swetrze i płóciennych spodniach.
– Co
masz na myśli? – zapytał Devylańczyk, niewzruszony faktem, że
nieznajoma ot tak po prostu pojawiła się znikąd. – Są też inne
obiekty emitujące informacje?
– Nie
obiekty. Istoty. Gdyby tak było, nie mielibyśmy wpływu na nasze
czyny – odparła. – Oglądalibyśmy życie tak jak widzowie
obserwują przedstawienie teatralne. Lecz my też jesteśmy Źródłami,
sami tworzymy naszą sztukę, modyfikując i tworząc dane.
– A
ty to kto? – wtrącił się Kaim. – Oprowadzasz ludzi po tej
atrakcji turystycznej, czy coś w tym stylu? Słaba fucha,
zważywszy na twoją umiejętność teleportacji.
– Możliwe,
iż jestem przewodnikiem. Wiele razy wyznaczałam drogę, którą
podążały zagubione dusze. Lecz przede wszystkim jestem rozwiniętym
bytem. Noszę imię Navar Faolis.
–
Powiedz
mi, Navar Faolis, dlaczego Źródło pozostawało ukryte przed
ludźmi? – Johaze wyglądał na wyraźnie podekscytowanego
spotkaniem z rozwiniętym
bytem,
cokolwiek kryło się za tym pojęciem. – Za pomocą superkomputera
powiększyliśmy powierzchnię Euijin, i to miejsce pojawiło
się po przesunięciu Ściany Światła.
Kaim
chciał powstrzymać kolegę przed wyjawieniem tajemnicy znanej
wyłącznie wysoko postawionym pracownikom Kombinatu i garstce
uczonych, ale doszedł do wniosku, że ich rozmówczyni i tak
pewnie wszystko już wie.
– Zaklęcie,
które wykonaliście, miało uboczne efekty. Oprócz utworzenia
nowych terenów z Przedstrzeni, zmieniło z powrotem ten
obszar w Euijin. – wyjaśniła Navar Faolis.
– Jak
to z powrotem? – zdziwił się Kaim.
– Źródło
odpowiada za fizyczną naturę waszego świata, wszystkie rządzące
nim reguły – wyjaśniła Navar Faolis. – W danych czasach
znajdowało się w Euijin. Ludzie wznieśli tu ten obelisk
i oddawali cześć Temu, co stworzyło rzeczywistość. Zaczęli
jednak obawiać się, że ktoś zacznie nim manipulować, aby
zniszczyć lub zmienić otaczające was uniwersum. Przy odpowiednim
wysiłku to możliwe. Pokażę wam.
Navar
Faolis wyciągnęła rękę w kierunku kuli światła. Po chwili
za obeliskiem pojawił się niewielki pagórek pokryty omszałymi
głazami.
– Dlatego
wasi przodkowie wybudowali mur – kontynuowała. – Potem, gdy to
okazało się niewystarczające, przenieśli ten rejon w inny
wymiar stworzony wyłącznie do tego celu, odrębny zarówno od
Euijin, jak i od Przedstrzeni. Dopilnowali, by każdy zapomniał
o fakcie istnienia Źródła, a mnie uczynili jego
Strażnikiem.
– Okej,
skoro nikt nie miał się o tym dowiedzieć, to dlaczego nas tu
wpuściłaś? – dociekał mieszaniec.
– Cywilizacja
znów staje się świadoma rzeczy, które dawno zostały zatracone.
Utrzymywanie Źródła w ukryciu stało się bezsensowne. Miałam
was o tym powiadomić, ale ostatecznie pozwoliłam odkryć to
osobiście. Istnieją potężni wrogowie, którzy będą chcieli
unicestwić ten świat, a ja w pojedynkę nie będę
w stanie go obronić. Potrzebuję pomocy ludzi.
– Zrobimy
to co w naszej mocy – zarzekał się Johaze.
– Wygląda
na poważną sprawę – westchnął Kaim. – Udokumentujemy to
wszystko i złożymy raport do Kombinatu Elektromagicznego.
Ciekawe, co na to powiedzą.
– Mogę
tu zostać? – zapytał Lodogóral. – To miejsce jest tak
wspaniałe…
– Z
pewnością jeszcze niejednokrotnie je odwiedzisz – rzekła Navar
Faolis. – Teraz powinieneś jednak zaświadczyć innym, o tym,
co widziałeś.
– Patrz,
przybyła reszta ekipy! – krzyknął do kolegi Kaim.
– Cholera,
jak tu jasno – odezwał się zdyszany Rareon, starszy Zielud
o włosach koloru patyny. – Przepraszam, że tyle na nas
czekaliście, ale złapaliśmy gumę w naszym wozie
i zablokowaliśmy drogę innym. Musieliśmy dotrzeć tu na
piechotę.
– Nie
uwierzycie w to, co zaraz usłyszycie… – zapewnił ich Kaim.
*
I
pokazała mu. Chłód klatki schodowej, ślady na plecach po klamrze
paska od spodni. Chwyt gwałciciela, z którego cudem udało się
jej wyrwać. Kolejny dzień spędzony o dwóch suchych bułkach
i szklance wody.
Cierpienie,
które wracało niemal każdego dnia. Bała się przywoływać te
wspomnienia, lecz była z nimi dobrze zaznajomiona. Odczytujący
jej myśli Zazugh nie. Złapał się za głowę i zgiął w pół
z bólu. Hysya wyskoczyła z samochodu i zaczęła
uciekać. Musi w jakiś sposób go powstrzymać, byleby tylko
inni przez to nie ucierpieli… Chyba będzie bezpiecznie.
Macierz
run. Transformacja.
Satra
Cy hai mi nema Dev.
Cynprowe
elektrody przemieniły się w wyjątkowo aktywny pierwiastek
devanghon, który zareagował z kwasem zawartym w akumulatorze
i doprowadził do eksplozji. Pojazd stanął w płomieniach.
Zieludka zniknęła gdzieś za rogiem.
Zazugh
wygramolił się z wraku, zdziwiony pochopnością i upartością
kobiety. Jego euijińskie ciało było tylko odrobinę osmolone.
Włożył wiele wysiłku w to, by nie dało się go tak łatwo
zniszczyć. Fizyczny awatar miał tu o wiele większe znaczenie
niż w Przedstrzeni.
Hysya
nie miała zamiaru zasilić jego szeregów. Lecz to bez znaczenia.
Wielu innych było gotowych za nim podążyć. Pozostali wkrótce
zostaną starci w pył razem z tym przeklętym miejscem.
*
– To
zaskakujące. Ciekawość wciąż popycha nas do odkrywania nowych
rzeczy, ale gdy posuniemy się za daleko, pojawia się strach przed
nieznanym… – powiedział Naydos Damilaan. – Sam też czuję się
niepewnie w tej sytuacji. Jeżeli to, co mówisz, jest prawdą,
znaleźliśmy się w niezłych tarapatach. Wstępne wyniki badań
nowych terenów Euijin przyniosły zaskakujące rezulataty, wręcz
wywracające do góry nogami całą posiadaną przez nas wiedzę.
Zawsze byłem przeciwny powszechnemu rozgłaszaniu o istnieniu
Przedstrzeni i innych tajemnicach świata nauki, jednak wygląda
na to, że nie będziemy mogli dłużej utrzymywać społeczeństwa
w nieświadomości. Musimy jednak być ostrożni, aby nie
wywołać paniki. Przyda ci się trochę wolnego, Vadeloot. Możemy
przydzielić ci kogoś do ochrony, na wszelki wypadek.
– To
nie będzie konieczne, panie prezesie – stwierdziła Hysya. –
Jutro mogę wrócić do pracy. Musimy dołożyć wszelkich starań,
żeby powstrzymać Zazugha. Powinniśmy skontaktować się z Gadayro,
kiedyś udało im się go uwięzić…
– Nic
się nie zmieniłaś. – Naydos pokręcił głową. – Zawsze
gotowa dać z siebie sto procent. I za to cię podziwiam.
No comments:
Post a Comment