Monday, September 21, 2015

Selectah: Skrecze i Krosfejdy [VIP]

Łeb mu pękał niczym orzech włoski traktowany tłuczkiem, a w ustach miał sucho jak po dobrej porcji kawałów, z których nikt się nie śmieje. Leżał gdzieś na niesamowicie twardych i zimnych panelach, udręczony przez nadmierny poziom aldehydu octowego w organizmie.

Z trudem otworzył oczy. Tyle razy obiecywał sobie, że to już ostatni raz. Jak zwykle skończyło się na: “No dawaj, ze mną się nie napijesz?”. Znowu urwał mu się film i wylądował w dziwnym miejscu. Z pomalowanego na czarno sufitu zwisała pojedyncza lampa okryta szklanym kloszem. Dźwignął się lekko, żeby rozejrzeć się dookoła. Znalazł się w niewielkim pomieszczeniu pozbawionym okien. Ściany były wyłożone matami dźwiękochłonnymi, zaś naprzeciwko wejścia znajdowało się dosyć duże biurko, na którym stało sporo sprzętu elektronicznego. Głośniki, laptop, mikrofon i kilka trudnych do zidentyfikowania pudełek podpiętych do mnóstwa kabli. Obok miejsca pracy stał niewysoki regał z półkami zapchanymi płytami CD oraz winylami.

To chyba jakieś studio nagraniowe - pomyślał Demetriusz, wstając z podłogi. - Lepiej się stąd zwinę, zanim ktoś mnie tu znajdzie. Tym razem naprawdę pojechałem po bandzie z melanżem…

Podszedł do drzwi i delikatnie nacisnął klamkę.

Kuźwa, zamknięte. Mógłbym spróbować je wyważyć, ale narobiłbym za dużo hałasu, i pewnie musiałbym zapłacić za naprawę. Poczekam tu trochę, może ktoś tu przyjdzie i mnie wypuści. Tylko jak ja mu to wszystko wytłumaczę?

Chłopak zbliżył się do biurka i zaczął się przyglądać przedmiotom zgromadzonym w pomieszczeniu. Przecież nikt nie obrazi się, jeśli posłucha sobie trochę muzyki dla zabicia czasu. Przejechał palcem po touchpadzie notebooka i otworzył folder o nazwie “Nowe utwory”.

Jego wzrok wciąż musiał nieco szwankować. Eksplorator plików twierdził, że w zbiorze znajduje się grubo ponad dwieście bilionów wave’ów. Zmrużył oczy i starał się jeszcze raz odczytać kilkunastocyfrową liczbę w prawym dolnym rogu okienka.

Przecież tam jak byk jest napisane: dwa trzy dwa siedem cztery dwa pięć dwa osiem cztery dwa jeden dziewięć zero trzy. Coś musi być nie tak z komputerem.

Wzruszył ramionami, po czym założył brązowe sennheisery i odtworzył pierwszą ścieżkę z listy. Jego bębenki zostały wprawione w drgania amen breakiem w tempie stu siedemdziesięciu czterech uderzeń na minutę uzupełnionym zsamplowanymi dźwiękami pianina. Zamknął oczy i odprężył się, wsłuchując się w rytm piosenki.


***

Gdy rozkoszował się linią basową jednego z jump-upowych kawałków, ktoś ściągnął mu słuchawki z głowy. Ze strachu o mało co nie spadł z obrotowego fotela.

– Jak się tutaj znalazłeś? – zapytał siwowłosy, brodaty mężczyzna ubrany w śmieszną różowawą sukienkę.

– Ten, tego, no… – wydukał mocno zmieszany młodzik. – Trochę popiliśmy i obudziłem się tutaj. Przysięgam, nie chciałem nic ukraść!

– To znowu te cholerne dubplate’y. – powiedział do siebie starszy pan, nie zważając na tłumaczenia intruza. – Chyba muszę w końcu dać sobie z nimi spokój.

– Jest pan szefem tego, yyy, studia? – ośmielił odezwać się Demetriusz. – Te nagrania są naprawdę świetne.

– Powiedzmy. To nic nadzwyczajnego. Nie mam co zrobić z wolnym czasem, więc bawię się w tworzenie muzyki.

– Czy pan sam skomponował to wszystko?

– Ta.

– Niesamowite! Występuje pan pod jakimś pseudonimem? Na komputerze widziałem tylko tytuły utworów. Koniecznie muszę kupić jeden z pana albumów.

– Mam różne ksywy. Jedni mówią na mnie Jahwe, drudzy Allah, inni Ahura Mazda, jeszcze inni Izanagi…

– Pan jest… Bogiem?

– Ech, nie lubię tego określenia. Wolę nazywać siebie Pierwszym Didżejem.

– Czy ja umarłem? Pójdę do piekła? – Wystraszył się chłopak. – Proszę, tylko nie to! Przyznaję, trochę naskrobałem w życiu, ale…

– Piekło? Jakie znowu piekło? Czego ci hejterzy o mnie nie wymyślą! Prawdziwy twórca nigdy nie porzuca swoich dzieł. Niestety, na raj musisz sobie jeszcze trochę poczekać. Nie zdążyłem jeszcze zmasterować piosenki, w której jesteś tylko składową harmoniczną werbla. No, miło się gawędziło, ale musisz wracać do swojego wszechświata. Bez ciebie nie ma tego doskonałego brzmienia…

Przedwieczny Selectah z głowy wziął do ręki dziesięciocalowy krążek pokryty lakierem nitrocelulozowym, upchnął do niego nieszczęsnego człowieka i następnie odłożył płytę na półkę.

– Co ja to miałem zrobić… – mruknął pod nosem siadając przy biurku. – A, zamówić nowy mikser!


***


– Demek, obudź się! Za chwilę starsi wracają z nocki.

Nastolatek, słysząc głos swojej siostry, rozwarł powieki i podniósł się z podłogi.

– Co się stało? – spytał. – Nic nie pamiętam.

– Wróciłeś pijany z baletów, zacząłeś słuchać muzyki na bombie i zasnąłeś – wyjaśniła mu. - Ogarnij się szybko i sprzątnij ten burdel. Chyba nie chcesz zaliczyć przypału?

Demetriusz omiótł wzrokiem mieszkanie. Rzeczywiście, narobił niezłego bałaganu. Wszędzie walały się kompakty z muzyką, szklany stolik do kawy był cały umazany sosem salsa, zaś na dywanie leżało mnóstwo pokruszonych nachosów. Trzeba to doprowadzić do porządku. Ale najpierw musi się czegoś napić. Poszedł do kuchni i opróżnił litrową butelkę mineralnej.

– Śniło mi się coś głupiego. Tylko nie mogę sobie przypomnieć, co…

– Sen mara, Bóg wiara, jakby to powiedziała nasza babcia – odrzekła mu beznamiętnie Eulalia.

– Fajna nuta – wyraził swoją opinię o utworze sączącym się z głośników podłączonych do leżącego ekranem do dołu smartfona jego bliźniaczki. – Chyba gdzieś już ją słyszałem. Jaki to był tytuł? A, już wiem: “Shifting of the Universe”, czy jakoś tak.

– Skąd to wiesz?! – zdziwiła się dziewczyna. – Przecież dopiero co puściłam swój stream na Soundcloudzie. Ten kawałek został wrzucony pięć minut temu, a artysta napisał, że nigdy wcześniej go nie publikował…

Demetriusz wybałuszył oczy, słysząc odpowiedź Eulalii.

– Serio? Na pewno już gdzieś to słyszałem, tylko za chuja nie mogę sobie przypomnieć okoliczności. Kto to nagrał?

– Breakcendence Squad. Wczoraj grali w „Neuromancerze”, wybieraliście się tam z ziomeczkami. Może ten kawałek leciał w ich secie?

– Kurwa, nie wiem… Chociaż nie, zdaje mi się, że słyszałem go we śnie. Byłem w studiu nagraniowym i odtwarzałem tę piosenkę z laptopa, a potem przyszedł właściciel tego studia, który wyglądał jak Bóg, no i niby był Bogiem…

– Co ty bredzisz? Chyba przydałby ci się detoks, bo zaczynasz mieć problemy z głową. I ogarnij w końcu ten bajzel.

Eulalia odwróciła się na krześle obrotowym i wróciła do przeglądania Instagrama. Demetriusz pozbierał płyty z muzyką, przetarł stolik morką ściereczką i odkurzył dywan, po czym poszedł do kuchni zrobić sobie śniadanie. Nie zbierało mu się na wymioty, więc pewnie wyrzygał się zaraz po imprezie. Jego pamięć przypominała pokaz slajdów. Będzie musiał drygnąć do Cyryla albo Łysego, żeby dowiedzieć się, co się działo.

Po chwili wrócili rodzice. Pomimo zmęczenia, przed pójściem spać zdążyli wygłosić Demetriuszowi kazanie o tym, jak bardzo się stoczył, odkąd poszedł do technikum, oraz o tym, że nie zdobędzie wykształcenia i będzie musiał zbierać ogórki w Niemczech, o ile wcześniej nie trafi do kryminału. Nastolatek puszczał wszystko mimo uszu, gapiąc się w talerz i powoli jedząc jajecznicę. Gdy starsi skończyli już ględzić i poszli do sypialni, odczekał kilkanaście minut, aby upewnić się, że wpadli w objęcia Morfeusza, a następnie wyślizgnął się z mieszkania.

Na klatce schodowej wybrał numer do Cyryla i przystawił telefon do ucha.

– Siema stary, pamiętasz może cokolwiek z piątkowego wyjścia?

– Hehehehe. Wiedziałem że o to zapytasz, królu parkietu. W końcówce popijałeś Jim Beama cydrem, a wcześniej podobno wbiłeś na backstage i siedziałeś tam chyba z półtorej godziny!

– Ta, no co ty gadasz?!

– Seryjnie, ziomek. Słuchaj, pogadamy później. Gram multi i teraz nie mam czasu…

– Zasrany no-lajf.

– Ty, żebym ci zaraz nie wrzucił fajnego zdjęcia na tablicę…

– Dobra dobra. Porozmawiamy później. Na razie.

– Nom, spoko. Narka.

Tablica. No właśnie, jeszcze nie sprawdził Facebooka. Pewnie ma z dwadzieścia zaproszeń do znajomych od ludzi z imprezy. Szarpnął za klamkę od drzwi i rozbujał je aż do końca ogranicznika, jednocześnie włączając transfer danych w telefonie. Dżingiel od powiadomień wybrzęczał kilkukrotnie. Rzeczywiście, trochę się tego nazbierało. Najpierw wiadomości. Ruda zapraszała go na domówkę w następny piątek. Znając życie rodzice go nie puszczą… O, jest coś w zakładce “Inne”. Jakiś Michał Patarowski.

„Siema, tu Pako z Breakcendence Squadu. Chcemy pogadac o ostatniej imprezie, nie wiem czy cokolwiek pamietasz, a wiele sie dzialo :-) jak mozesz to przyjdz dzisiaj o dwunastej na parkową 20/12. Daj znac czy pasuje ci termin. Tu masz moj nr 659823901”

Demetriusz sprawdził jego profil. Nie wyglądał na fałszywkę, dużo fotek z imprez i obserwujących. Chłopak postanowił wysłać SMS potwierdzającego przybycie. Chwilę później dostał odpowiedź: „ok bedziemy czekali”.

Niesamowite. Jeden z członków najlepszego kolektywu didżejów w mieście zaprosił go na spotkanie. To zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Chociaż, jak powiadają, alkohol łączy ludzi. Może rzeczywiście dobrze się poznali?

Do dwunastej zostało jeszcze sporo czasu. Demek był strasznie zmęczony, ale nie zamierzał wracać do domu. Ojciec nigdy nie spał długo i pewnie zaraz wyznaczyłby mu sto różnych pierdół do zrobienia, wcześniej zrywając go z łóżka. Poszedł do osiedlowego i kupił energetyka w dużej butelce. Wydał na niego ostatnie pieniądze, zatem był zmuszony iść piechotą. Po drodze wstąpił do galerii handlowej, gdzie grał na wystawowym pleju czwórce, dopóki nie przegonił go ktoś z obsługi. Potem kontynuował niespieszny spacer w kierunku Parkowej, aż po dwóch godzinach dotarł na miejsce. Nacisnął dwa razy guzik przy numerze 12. Nikt się nie odezwał, drzwi zaczęły brzęczeć. Chłopak pociągnął za klamkę i wszedł do środka wysokiej kamienicy. Wspiął się na czwarte piętro i zapukał do drzwi. Otworzył mu wysoki koleś w cienkich, brązowych dredach.

– Siema! – przywitał przybysza. – Ty to Demek, tak? – Nastolatek kiwnął głową. – Na mnie mówią Pako. Wejdź do środka.

Zapach gandzi unosił się w całym mieszkaniu. Było ładnie urządzone, lecz niesamowicie zabagałanione. Wszędzie walały się ubrania, talerze, winyle, kable, słuchawki. Pako zaprowadził go do salonu, gdzie reszta Breakcendence Squadu vel Maryn i T-Jay siedziała na kanapie i oglądała telewizję, racząc się blantem.

– Chcesz? – spytała T-Jay, podsuwając mu bata.

– Mogę ściągnąć tróję – odpowiedział odrobinę nieśmiało Demetriusz.

Chłopak wziął trzy buchy i podał dalej. Jazz był dobry, miał delikatnie cytrusowy posmak.

– Częstuj się, czym chcesz. – Michał wskazał przekąski leżące na stoliku do kawy. – Zrobić ci herbaty?

– Nie, dzięki. – odparł Demek. – To o czym chcieliście pogadać?

– Co pamiętasz z naszego spotkania ostatniej nocy? – zapytał Maryn.

– Szczerze mówiąc, nic. Film urwał mi się chwilę po tym jak skończyliście grać i wszedł Subtension. Dlaczego pytacie?

– Zdarzyło się wtedy coś bardzo ważnego – wyznał Pako. - Coś, co może zmienić cały świat.

Demek zdziwił się. Jego rozmówca nie wyglądał aż na tak zbakanego.

– Udało ci się przenieść do Boskiego Wymiaru – kontynuował didżej.

– Boskiego Wymiaru? Zaraz…

– Michał, on nie skleja nic z tego, co mówisz – wtrącił się Maryn. – Trzeba mu wytłumaczyć po kolei i łopatologicznie. Na ostatnich baletach ostro się naprułeś. Jakimś cudem udało ci się zbajerować ochroniarzy i wszedłeś do strefy VIP, gdzie odpoczywaliśmy po występie. Pogadaliśmy chwilę z tobą i postanowiliśmy sprawdzić, czy jesteś Wybrańcem. Wiem, to brzmi cholernie głupio, ale mówię serio. Nasz świat w rzeczywistości jest tylko utworem muzycznym tworzonym przez nadludzką istotę. Znasz takie powiedzonko, że Bóg jest didżejem? Ono mniej więcej oddaje całą sytuację. Osoby takie jak ty, mistyczni wybrańcy, są w stanie przenieść się do innego wymiaru i spotkać Stwórcę osobiście. Udało ci się tego dokonać ostatniej nocy, ale popełniliśmy błąd. Byłeś zbyt napierdolony, żeby zapamiętać cokolwiek, o czym ci mówiliśmy. Na dodatek na chwilę przed transferem zaliczyłeś zgona. Nie udało ci się zgarnąć sprzętu, którego Bóg używa do tworzenia piosenek-wszechświatów. Dzięki niemu można kontrolować rzeczywistość. Chcemy go wykorzystać, oczywiście w dobrym celu. Dlatego ściągnęliśmy cię tu, abyś dokończył swoją misję.

Demetriusz nie wiedział, czy śni, czy dostał nagłego nawrotu fazy. Taka historia mogła by mieć wzięcie w epoce kamienia łupanego, z zastrzeżeniem, że Bóg grałby na jakimś prymitywnym instrumencie zamiast sklejać sample w FL Studio, ale nie w dwudziestym pierwszym wieku. Tak czy inaczej, o ile Breakcendence Squad nie robi sobie z niego jaj, lepiej jest buszować po Boskim Wymiarze niż zamulać przed kompem słuchając wątów starszej. Nawet jeśli potem miałby się obudzić.

– Rzeczywiście, przypomina mi się coś takiego. Byłem w jakimś studiu nagraniowym i spotkałem kolesia, który przedstawił mi się jako Bóg. Nawijałem z nim o czymś, nie pamiętam już dokładnie czym, a potem przywalił mi dubplatem i odzyskałem świadomość na Ziemi.

– Prawdopodobnie w ten sposób wepchnął cię z powrotem do naszej rzeczywistości – wyjaśniła T-Jay. – Poprzednim wybrańcom udało się zdobyć ten utwór, jednak jeśli nie odtwarza się go na boskim sprzęcie jest nieodróżnialny od zwykłej piosenki – “Universe” Marcusa Intalexa i S.T. Files. Potrzebny nam będzie gramofon, CDJ, laptop, cokolwiek.

– Okej – powiedział Demetriusz. – To co mam zrobić, żeby przenieść się do świata bogów?

– Istnieje pewien kawałek, który na to pozwala, i to bez użycia artefaktów, ale tylko jeśli jesteś wybrańcem. – wyjaśnił Pako, wkładając kompakt do wieży hi-fi. Wystarczy, że dobrze się w niego wsłuchasz.

Z głośników zaczęła wydobywać się muzyka. Delikatne hi-haty, głęboki bas z syntezatora, kobieta recytująca pierwsze wersy Księgi Rodzaju. Definitywnie DJ Hype i jego “Closer To God”. Nastolatek zacisnął powieki. Po chwili zniknął zapach marihuany i uliczny szum dobiegający z uchylonego okna, a siedzisko kanapy stwardniało. Piosenka również powoli zaczęła cichnąć, aż w końcu Demetriusza otaczała jedynie cisza i ciemność. Otworzył oczy. Siedział na ławce znajdującej się na końcu długiego, oświetlonego jarzeniówkami korytarza. Wstał i podszedł do pierwszych drzwi. Na przykręconej do nich plakietce było napisane:

“Balihulalater a.k.a Knazjon a.k.a 09812738912 a.k.a Szemrzący Strumyk a.k.a…”

Demetriusz przestał czytać po po trzeciej linijce. Widocznie w innych światach też wyznają różne religie. Jego interesował Jahwe, czy może też Allah albo Śiwa.

Rozpoczął poszukiwania właściwego studia. Przypuszczał, że nie miałby szans w bezpośrednim starciu z bogiem, więc starał się, aby nikt nie wykrył jego obecności. Delikatnie stawiał kroki i co chwilę oglądał się za siebie. W końcu udało mu się znaleźć pracownię stworzyciela. Pociągnął delikatnie za klamkę i zajrzał do środka. Wnętrze wyglądało znajomo. Podobnie jak siedzący przy biurku starszy pan. Miał słuchawki na uszach i był wpatrzony w ekran macbooka. Demetriusz przewidywał spore szanse na pozostanie niezauważonym. Nie wyciągnie co prawda niczego spod rąk Selectora, ale może udać mu się zwinąć sprzęt leżący na szafce z płytami. Kucnął i zaczął skradać się w jej kierunku. Oddychał najciszej jak tylko potrafił. Nigdy w życiu tak się nie bał. Ze spotkania z Policją czy wkurzonymi karkami można jeszcze wyjść obronną ręką, ale stanąć oko w oko z Bogiem? Ostatnim razem poszło łagodnie, ale nawet Najwyższy nie ma nieskończonej cierpliwości do intruzów.

Dwa CDJe i mikser były w zasięgu ręki wybrańca. Wystarczyło je odpiąć i… znaleźć winyl, który pozwoli mu wrócić na Ziemię. Z tym mogło być trochę ciężej, więc postanowił zrobić to na początku. Na półkach były ułożone dziesiątki płyt. Wyciągnął pierwszą lepszą. Pudło. Wątpił, by “Stumihamooon” stanowił jedno z określeń jego uniwersum. Demek próbował przypomnieć sobie, jak wyglądał tamten nieszczęsny krążek. Był trochę mniejszy, chyba dziesięciocalowy, i miał zieloną nalepkę…

– Te sample są do dupy, muszę poszukać czegoś innego.

Serce Demetriusza usiłowało opuścić klatkę piersiową. Chłopak zerwał się na równe nogi, a Bóg odwrócił się w kierunku szafki.

– To znowu ty!

Mózg nastolatka pracował szybciej niż klaster komputerowy. Nie wiedział, dokąd uciekać, ani co odpowiedzieć. W akcie desperacji sprzedał Stworzycielowi kopa z partyzanta. Przedwieczny Selectah przewrócił się do tyłu razem z krzesłem, uderzając potylicą o kant biurka. Po upadku już się nie ruszał. Wystraszony Demetriusz zamknął drzwi do studia i zastawił je szafką, zastanawiając się, czy bycie wybrańcem oznacza posiadanie super mocy. Klęknął przy Bogu i przytknął palce do jego szyi. Tętno było nadal wyczuwalne. Czyli nie udało mu się pobić Nietzschego. Tak czy inaczej mógł teraz spokojnie splądrować studio.

Po kilkunastu minutach stał ze stosem fantów w rękach. Tuż przed nim, na podłodze leżał portal do zwykłego świata. Jeden skok i chłopak z powrotem wylądował w mieszkaniu Breakcendance Squadu.

– I jak? – zapytał Maryn.

– Izi jak jebanie. – Demetriusz odłożył sprzęt na stolik. – Jak mu pociągnąłem z laczka, to się nie pozbierał.

– Co? – zdziwił się Pako. – Pokonałeś Boga w walce?

– Nie był aż taki mocny jak przypuszczałem. Może to tylko zwykły człowiek z magicznym talentem? A my też kreujemy nowe wszechświaty, tworząc piosenki? Bóg wtedy byłby po prostu “poziom wyżej” od nas…

– Szkoda czasu na rozkminy. – T-Jay przerwała Demkowi wywód. – Podłączajcie zabawki.

– Od czego zaczynamy? – Pako zaczął rozkładać stos elektroniki.

– Niech będą CDJe. Korzystając z DAWów na laptopie możemy zbyt dużo namieszać.

– Co zamierzacie zrobić? – chciał się dowiedzieć Demetriusz.

– Według poprzednich wybrańców każdy utwór można porównać do osi czasu. Przewijanie do przodu i do tyłu oznaczałoby podróżowanie w czasie.

Gdy odtwarzacz był już gotowy do grania, T-Jay puściła płytę z “Universe”. Nagle jedynymi istniejącymi rzeczami pozostał Breakcendence Squad, Demetriusz, dwa CD-Je podpięte do lewitującego w nicości gniazdka, głośniki i podtrzymujący je stolik do kawy oraz osobliwość. Ten stan nie trwał zbyt długo, bowiem wszechświat zaczął się rozszerzać. Powstawała materia, z materii tworzyły się gwiazdy, z gwiazd galaktyki…

– Łał… – rozmarzył się Michał.

– Dobra, przewiń to, przecież każdy wie, jak wyglądały początki. No, może poza moherami.

T-Jay zakręciła talerzem, a czas popłynął z zawrotnym tempem. Przed oczami muzyków i wybrańca migały pierwsze organizmy żywe.

– Muszę zmniejszyć prędkość odtwarzania, bo gówno widzę – powiedziała T-Jay.

Artystka przesunęła pitch slider mocno w górę. Muzyka ucichła – częstotliwość spadła do rzędu infradźwięków. Wszechświat nadal przypominał odrobinę przyspieszony film, ale można było zauważyć więcej szczegółów.

– O, coś ciekawego.

T-Jay zrobiła bejbi skrecza i zatrzymała utwór. Znajdowali się w tej samej kamienicy co wcześniej, ale na oko pod koniec dziewiętnastego wieku. Ówcześni mieszkańcy zastygli w bezruchu. Maryn podszedł do młodej kobiety z filiżanką herbaty przy ustach i chciał ją lekko szturchnąć, lecz jego ręka przeniknęła przez ciało.

– Chujnia z grzybnią – skwitował. – Myślałem, że będziemy mogli zmienić historię. Na przykład zabić Hitlera.

– To mogłoby przynieść nieprzewidziane konsekwencje. – zauważył Pako. – Poza tym, wystarczy, że rozwiążemy zagadki z przeszłości.

– Albo poznać przyszłość – dodała T-Jay. – Nie gra mi tylko jedna rzecz. Jesteśmy prawie we współczesności, a piosenka już się kończy.

Kiedy utwór się zatrzymał, kalendarz na ścianie pokazywał dwutysięczny pierwszy.

– W tym roku Marcus Intalex i S.T. Files wydali “Universe” – poinformował Pako. – Co to może oznaczać?

– Może piosenka nie jest kompletna, tylko dopisywana na bieżąco? – Demetriusz podrapał się po głowie. – To oznaczałoby, że mamy starą wersję.

– Ale lipa. – Maryn wyglądał na wyraźnie zwiedzionego. – Myślałem, że będziemy w stanie zrobić coś więcej niż tylko zobaczyć przeszłość.

– To jeszcze nie wszystko – przypomniała T-Jay. – Na dobrą sprawę wykorzystaliśmy dopiero dwie funkcje CDJi. Pako, chcesz spróbować?

– Pewnie.

Michał podszedł do konsoli i poprosił Demka, żeby dał mu jakąś płytę od Boga. Chłopak wręczył didżejowi srebrny krążek, a ten załadował go na prawy deck. Puścił “Universe” jeszcze raz, odpalił też nową piosenkę i zaczął powoli przesuwać krosfejder. Zarówno piosenki, jak i wszechświaty zaczynały płynnie przechodzić jeden w drugi. Równoległe uniwersum zdawało się być znacznie młodsze, czas nie płynął bowiem tak szybko.

– Co z tego, że zobaczymy inną rzeczywistość, skoro nie możemy wejść w interakcję z nią? – Maryn kontynuował narzekanie. – To tak, jakbyśmy oglądali film.

Odtwarzania nagle zostało przerwane. Grupka młodych ludzi znajdowała teraz w jakiejś ogromnej, zatłoczonej sali. Na końcu stał tron zajęty przez tłuściocha w czerwonych szatach. Po obu jego stronach stali zakapturzeni mężczyźni dzierżący długie, drewniane laski.

– Co jest, do chuja?! – krzyknął Pako, bezskutecznie wciskając przycisk “Play”.

Z kostura gwardzisty wydobyła się kula światła i uderzyła prosto w stolik z CDJami. Eksplozja odrzuciła Demetriusza i muzyków na kilka metrów do tyłu. Wylądowali tuż pod stopami rozwścieczonych ludzi.

– Zostajecie skazani na śmierć za używanie wulgaryzmów w obliczu króla – oświadczył im przyboczny, który zaatakował ich chwilę wcześniej.

Zbrojni zaczęli zbliżać się do skonsternowanych przybyszów z innego wymiaru.

– Zaraz, żądamy osądu przez walkę! – wypalił Demek.

Członkowie Breakcendance Squadu spojrzeli na niego zdziwieni.

– No co, w “Grze o Tron” to zawsze działa. Dobra, Oberyn Martell może nie wyszedł na tym zbyt dobrze, ale przynajmniej Tyrion przeżył.

– Osąd przez walkę, powiadasz? – odezwał się król zachrypniętym głosem. – Jak sobie chcecie, i tak nie macie żadnych szans.

Demetriusz odwrócił się w stronę tłumu i zapytał:

– Czy ktoś z was jest gotowy wziąć udział w pojedynku w naszym imieniu? Oferujemy…

– Takiej opcji nie ma – przerwał mu jeden z gwardzistów. – Ktoś z was musi walczyć osobiście, skurwysyny.

– Możemy chociaż wybrać broń? – chciał się dowiedzieć Maryn.

– Oczywiście, przysługuje wam takie prawo. Szable, szpady, kostury, halabardy, a może mikrofony?

– Mikrofony? – zdziwiła się T-Jay. – Czy to oznacza bitwę fristajlową?

– Ma się rozumieć.

– Dajcie nam chwilę, musimy się naradzić – poprosił Demetriusz.

Zbrojny skinął głową, a oskarżeni zebrali się w kółku.

– Walka na rymy zdaje się być rozsądnym wyjściem, przynajmniej mamy jakieś szanse – stwierdził nastolatek. - Ktoś z was umie nawijać?

– Nie, zawsze mieliśmy od tego MC – powiedział Pako.

– Okej, w takim razie spróbuję coś polecieć. Trzymajcie kciuki.

Demek podszedł do zakapturzonych nieco niepewnym krokiem. Trochę żałował, że zgłosił się na ochotnika.

– Postanowiliśmy zmierzyć się z wami w rapie. Który z was będzie moim przeciwnikiem?

– Ja. – Najwyższy z gwardzistów wystąpił z szeregu.

– A zatem zaczynamy – obwieścił król. – Kolejka po osiem wersów, pierwszy będzie mój reprezentant.

Z tłumu wyłoniło się trzech grajków dzierżących bębenek, flet i lutnię. Kiedy bit rozbrzmiewał już na dobre, zbrojny zaczął rymować.

– Skądś się tu wziął warchlaku chędożony,

Jak śmiesz przy królu stać tak przystrojony?

Facjatę masz gładką niczym białogłowa,

I pewnie też w portkach ptaka nie chowasz.

Nędznyś mi parobku wrogiem,

Bowiem jam jest liryków Bogiem.

Znikaj stąd nim władca łypnie

Bo życie swe skończysz niechybnie!

Tłum zaczął wiwatować. Demetriusz miał mocno pod górkę. Odwrócił czapkę do tyłu i zacisnął rękę w pięść.

– Nie twój interes skąd jestem, buraku,

Wasz król jest tłusty jak żarcie w maku.

Białogłowy sam pewnie nie zaznałeś,

Za to po mydło w koszarach się schylałeś.

Jesteś liryków Bogiem?

Ja Bogiem zamiatałem podłogę.

Więc daj moim ziomkom spokój,

Albo rozwali cię prawdziwy rap z bloków!

– Łał!

– Ale pocisk!

– Rozkurwił!

Pozytywna reakcja gawiedzi dodała Demetriuszowi pewności siebie. Jego przeciwnik zaczął się lekko trząść.

– Nie nazywaj króla grubym, bo, bo…

Gwardzista zamilkł i stał przez chwilę bez ruchu, po czym uciekł ze sceny. Tłum zaczął skandować imię zwycięzcy, które wyjawił im Pako. Demetriusz zbijał piątki i odbierał gratulacje od pozostałych gwardzistów, jednak zauważył, że władca także stara się wymknąć.

– Ani kroku dalej, bo moi fani cię dojadą! – zagroził mu nastolatek. – A teraz gadaj, dlaczego chciałeś nas zabić. Nie wierzę w gadkę z wulgaryzmami, twój przydupas sam wcześniej zaklął i nawet nie zwróciłeś mu uwagi.


– To pułapka przygotowana przez Boga. Wiedział, że wrócisz, aby ukraść sprzęt. Chciał dać wam nauczkę, żeby ludzie już na dobre zaprzestali podróżowania pomiędzy wymiarami, jednocześnie nie skazując wybrańca na unicestwienie. Widzisz, każdego człowieka można porównać do bardzo małego fragmentu piosenki. Kiedy tak się przenoszą ze świata do świata, to tak jakby wstawić linię basową z dubstepu do marszu pogrzebowego.

– Zaczynam mieć już dosyć tego starego grzyba! – zirytował się Demetriusz. – Co on sobie wyobraża? To ja tu jestem wybrańcem! Trzeba pogadać z nim na poważnie. Pako, co ze sprzętem? Uda nam się przenieść do boskiego wymiaru?

– Na szczęście eksplozja niczego nie uszkodziła – odpowiedział Michał. – Ale nie mamy przy sobie płyty z “Closer To God”, więc musimy zahaczyć po drodze o Ziemię.

– W porządku. Wy – Demetriusz wskazał na gwardzistów. – pójdziecie z nami. Potrzebujemy dobrej obstawy.

Maryn stanął za konsoletą i krosfejdował wszystkich do mieszkania Breakcendence Squadu. Potem szybko wyciągnęła płytę z kawałkiem DJ Hype’a z wieży i wrzucił ją do odtwarzacza. Po chwili cała ekipa znalazła się na korytarzu w boskich siedzibach. Ze studiów zaczęli wychodzić Przedwieczni Selectorowie. Kroczyli w kierunku Demetriusza i jego towarzyszy, na czele nie kto inny jak sam Jahwe.

– Co to kurwa ma być? – wrzasnął Demetriusz, niesiony na euforycznej fali poczucia powołania. – Myślicie, że wasze wszechświaty są takie zajebiste, że nie można w nich nic zmienić? A co z AIDS? Rakiem? Głodem w Afryce?

– To kara za wasze przewinienia, grzesznicy! – odparł Allah. – Przemawia przez was pycha!

Nagle otworzyły się drzwi z prawej (lub z lewej, jeśli przyjąć perspektywę Boga) strony i wyszedł z nich niewysoki człowieczek o czerwonej skórze, zakręconych rogach i gustownej bródce.

– Nie wtrącaj się, Szatanie – powiedział do niego Ahura Mazda. – To sprawa między mną a moim dziełem.

– Jak zwykle robisz zadymę, Izanagi. Słychać was nawet przez wygłuszone ściany. Nie możesz dać temu chłopakowi trochę swobody? W końcu jest Wybrańcem.

– Jeszcze czego! Pewnie, zaraz ustąpię mu miejsca na posadzie Najwyższego! Wybraniec to tylko nic nie znaczący tytuł, zwykły bug w DAWie.

– Ten bug sprawi, że twoje rządy upadną, a we wszystkich wszechświatach zwycięży zło – powiedział stanowczo Angra Mainju. – Kiedy już rozprawi się z wami, jestem pewny, że dojdę z nim do porozumienia.

– Nic nie znaczący tytuł… Zło zwycięży… – Demetriusz poczuł się rozczarowany. – Ale przecież…

Chłopak poczuł, jak nagle otwiera się jego trzecie oko. Doznał nagłego przypływu doskonałej mądrości, a wokół jego ciała pojawiła się złocista aura.

– Gówno prawda! – krzyknął nastolatek. - Każdy człowiek tworzy swoją własną piosenkę, a wy nie macie nad nami kontroli! Jesteście tylko prehistorycznym wymysłem! To już wasz koniec! Super Hadouken Fus Ro Dah Rasengan Kamehameha!!!

Z rąk, oczu i ust wybrańca wystrzeliły strumienie ognia otoczone wyładowaniami elektrycznymi. Połowa budynku została unicestwiona razem z nadnaturalnymi istotami, odsłaniając Demetriuszowi i przyjaciołom dziesięciowymiarową przestrzeń astralną.

– To było niesamowite – zachwyciła się T-Jay.

– Jesteś potężny – powiedział Maryn. – Z takimi zdolnościami mógłbyś podbić wszystkie wszechświaty.

– Nie uczynię tego – wyznał Demetriusz. – Nie na tym polegała moja misja. Miałem wyzwolić wszystkie stworzenia i to zrobiłem. Teraz zostanę tu, aby w spokoju medytować. Wy musicie dalej iść przez swoje życie.

– Będziemy mogli wpadać do ciebie w odwiedziny? – zapytał Pako. – Myśleliśmy, żeby nagrać jakieś kawałki z MC, a ty jesteś całkiem dobry.

– Zgoda. Będę miał mnóstwo czasu na wymyślanie nowych zwrotek…

No comments:

Post a Comment