---Pierwszy raz
zauważyła go stojącego nad brzegiem strumienia w dzikim zagajniku
za miastem. Popielaty odcień skóry mocno wyróżniał się na tle
majowej zieleni wierzb. Szeroko rozpięte, białe skrzydła
obwiedzione paskiem czerni jeszcze bardziej. Fantom człowieka, nagi,
bez twarzy, uszu, genitaliów. Jakby wykuty z szarego głazu. Tylko
te skrzydła, zupełnie naturalne, choć nieproporcjonalnie wąskie w
stosunku do reszty ciała.
---Smycz wyślizgnęła
się jej z rozluźnionej dłoni. Labrador uciekł gdzieś w siną
dal. Odwróciła się tylko na chwilę i ponownie wlepiła wzrok w
dziwną istotę. Lęk paraliżował wszystkie mięśnie. Popielaty
anioł też się nie poruszał. Czyżby był tylko rzeźbą?
---Nie. Nagle złożył
skrzydła, po czym skierował twarz w jej stronę. Dzieliło ich
zaledwie kilkanaście metrów.
- Na co się tak
gapisz?
---Strach
ostatecznie przezwyciężył ciekawość i dystans między nimi
zaczął zwiększać się w szalonym tempie.
*
---Pierwszy
raz zauważyła go koło boksu Kowalskiego, na przeciwległym końcu
biura. Znad faktury za aktualizację systemów operacyjnych w
komputerach osobistych na całym piętrze mignęły jej białe i
czarne pióra. Zrzuciła to na karb zmęczenia po nieprzespanej nocy.
Lecz gdy facet od obsługi IT już poszedł, wysoki, szary manekin ze
skrzydłami pojawił się znowu. Kroczył środkiem przejścia,
prosto w jej stronę. Obróciła się na pięcie i podążyła do
swojego boksu. Nie może dać po sobie poznać, że widzi jakieś
zjawy. Co wtedy pomyślą o niej koledzy z pracy? Zasiadła przy
biurku i jak gdyby nigdy nic zaczęła starannie układać leżące
na nim papiery.
- Popatrz na
mnie.
---Mimowolnie
spojrzała w lewo. Stał w przerwie pomiędzy regipsami i omiatał ją
nieistniejącym wzrokiem. Potrząsnęła głową i przetarła dłońmi
po twarzy.
„To
tylko przewidzenia.”
---Gdy
odsłoniła oczy, już go nie było.
*
---Na
szczęście pies od razu wrócił do domu, więc rodzice nie mieli do
niej pretensji. Wiele dałaby, żeby wreszcie móc się wyprowadzić
na swoje. Niestety, nieukończone studia nie dawały perspektyw na
znalezienie lepszego źródła utrzymania niż stanie na kasie w
perfumerii. Ostatni wyjazd za granice skończył się ograbieniem z
pieniędzy i paszportu. Kolejnego razu wolała nie ryzykować. Na
księcia z bajki też nie miała co liczyć. Jedyni, u których miała
jakiekolwiek szanse, składali tostery na lince, a co sobotę stali
pod monopolowym ze Złotym Denarem w ręku. Skazana na wegetację w
malutkim pokoiku, na którym jeszcze niedawno wisiały plakaty z
pisemek dla nastolatek. Zaraz, to było dobre dziesięć lat temu.
---Nienawidziła
tej zatęchłej, zagraconej piwnicy. Matka kazała jej przynieść
rozkładane krzesła. Dziś będą mieli gości.
---Otworzyła
nieco nadgryzione przez korniki drzwi, wymacała przełącznik i
zapaliła nieosłoniętą żarówkę. Siedział na wieżyczce z felg
do malucha.
-
Dlaczego wciąż za mną podążasz?
---Jego
skrzydła ocierały się o sufit. Ramiona zwisały bezwiednie między
nogami. Przez przygarbioną sylwetkę sprawiał wrażenie smutnego.
-
Kim jesteś? - szepnęła przestraszona. Lękała się, choć
przeczuwała, że nie stanowi dla niej zagrożenia. Może to była
tylko halucynacja?
-
Dla Brygidy jestem wszystkim. Dla Brygidy
jestem niczym.
---Znał
jej imię. Ale co miałyby oznaczać jego słowa?
-
Ja ciebie nie śledzę. To ty pojawiasz się tam, dokąd zmierzam.
-
Lecz to ty chcesz, żebym był przy tobie. I ty nie chcesz,
żebym był przy tobie.
-
Niczego nie rozumiem. Jesteś jakimś aniołem?
-
Jestem aniołem. Jestem szatanem. Uratuję cię. Zniszczę cię.
---Brygida
nie wiedziała, co odpowiedzieć. Odruchowo przeżegnała się.
-
Jestem tym, o co się modlisz. Jeszcze się o tym przekonasz.
---Zniknął.
*
---Udało
się. Nikt nie zauważył niczego podejrzanego. Może powinna
skonsultować się z poradnią zdrowia psychicznego? Nadmierny stres
widocznie jej nie służy. Cóż na to poradzić, praca w korporacji
ma swoją cenę...
---Mąż
był w delegacji, a opiekunka przed chwilą odprowadziła jej
ukochaną córeczkę na lekcje tańca. Czas na chwilę dla siebie.
Rozsiadła się wygodnie na obitym czarną skórą szezlongu,
włączyła radio i zabrała się do lektury najnowszego wydania
„Cosmopolitana”.
---Po
przeczytaniu kilku artykułów uniosła wzrok, żeby spojrzeć na
zegarek wiszący nad rustykalnym kominkiem. O dziewiętnastej leciał
mecz reprezentacji Polski, miała nagrać dla Miśka.
---To
znowu on. Siedział na fotelu, opierając podbródek o dłonie. Spore
skrzydła wystawały poza oparcie.
-
Dlaczego mnie odrzucasz?
---Krzyknęła
ze strachu i cisnęła w niego magazynem. „Cosmopolitan” plasnął
o niemal doskonale okrągłą czaszkę i spadł na podłogę, nie
robiąc żadnego wrażenia na popielatym fantomie.
-
Czym ty jesteś? - wrzasnęła, cała roztrzęsiona.
-
Dla Brygidy jestem wszystkim. Dla Brygidy
jestem niczym.
---Znał
jej imię. To niemożliwe, to musi być zły sen, wręcz koszmar!
-
Idź precz!
-
To ty chcesz, żebym był przy tobie. I ty nie chcesz, żebym był
przy tobie.
---Brygida
zerwała się z sofy i pobiegła w kierunku drzwi, lecz szary anioł
chwycił ją za nadgarstek. Rozpaczliwie wołała o pomoc, choć
wiedziała, że z ogromnego, wolno stojącego domu otoczonego sporym
ogrodem nikt jej nie usłyszy.
-
Jestem tym, co przeklinasz. Jeszcze się o tym przekonasz.
---Zniknął.
*
---Gdy
tylko znajomi rodziców poszli do domu, wzięła prysznic i położyła
się spać. Ostatni wolny wtorek, od przyszłego tygodnia nie będzie
pracowała w soboty. To i tak bez różnicy. Każdy dzień jest taki
sam. Jedyna zmiana, jaka może ją czekać, to wylądowanie w
wariatkowie. Choć z drugiej strony, w tajemniczym aniele było
intrygującego, pociągającego... Dosyć głupich myśli. Musi
zasnąć, jutro trzeba wstać o szóstej.
---Ktoś
stał nad jej łóżkiem. Czuła to. Otworzyła oczy. W świetle
latarni przeciskającym się przez szpary rolety ujrzała znajomą,
skrzydlatą sylwetkę. Serce jej zakołatało, lecz po chwili starała
się opanować strach.
-
Czego chcesz?
-
Nie wiem. Ale wiem, czego ty chcesz.
---Chwycił
ją za dłoń. Jego skóra była ciepła i delikatna w dotyku.
-
Nie bój się. Wstań.
---Brygida
uczyniła tak, jak jej kazał. Anioł przytulił ją mocno. Miała
wrażenie, jakby ich ciała stopiły się w jedno.
Odpłynęła.
*
---Nie
mogła zasnąć. To jakiś obłęd. Przy Lidii próbowała zachowywać
się normalnie, choć w głębi duszy umierała ze strachu. Dlaczego
ją to spotyka? W takim momencie, kiedy wypracowała sobie idealne
życie?
---Leżała
na boku, gapiąc się w mahoniową szafę. Bała się zgasić
światła, więc zostawiła lampkę nocną włączoną. Zdrętwiała
jej ręka. Przewróciła się na drugą stronę. Stał przy drzwiach,
głaszcząc jedno ze skrzydeł.
---Nie
może krzyknąć, żeby nie obudzić Lidii. Zaczął kroczyć w jej
kierunku. To tylko halucynacja, wytwór jej wyobraźni...
-
Nie boję się ciebie.
-
Wiem. Wiem też, czego się boisz.
---Stanął
tuż przy niej. Zasłonił oczy, zatkał usta i nos. Chciała się
wyszarpać, lecz nie mogła się ruszyć. Nie czuła, że się dusi,
tylko zdawało się jej, że wszystko dookoła się rozmywa.
---Odpłynęła.
*
---Budzik
zapipczał kilka razy. Dziś znowu będzie musiała się użerać z
marudzącymi klientami...
Śnił
się jej fajny sen. Miała dobrą pracę, kochającego męża i
śliczną córeczkę. Szkoda, że się obudziła...
*
---Budzik
zapipczał kilka razy. Dziś znowu szykuje się ciężki dzień w
robocie, będzie musiała przygotować raport dla kierownika działu
sprzedaży...
Śniło
jej się coś głupiego. Nie skończyła studiów i pracowała w
sklepie z perfumami, wciąż będąc sama i mieszkając u rodziców.
Dobrze, że się obudziła...
Maj 2015
Maj 2015
No comments:
Post a Comment