Opowiadania i historie utrzymywane w konwencji fantasy. Przeważnie oscyluję gdzieś na granicach mystical fantasy/metaphysical fiction, chociaż czasami pokuszę się też na sf i inne gatunki. Czasem z humorem, czasem na poważnie. Podziękowania dla wszystkich czytelników i wspierających.
Tuesday, February 16, 2016
Monday, February 8, 2016
Nieoficjalny Jah
Kolejna nudna
wycieczka. Rozkrzyczane dzieci siostry powoli doprowadzały Pawła do
szału. W sumie nie wiedział, dlaczego się na to zgodził. Chyba
wyłącznie ze względu na matkę i jej gadkę o zacieśnianiu
rodzinnych więzi. Tak bardzo chciałby, żeby poza pieniędzmi na
utrzymanie czasami dawała mu jeszcze spokój.
Lato w pełni. Upał
był niemiłosierny. Jola po raz kolejny upomniała swoje bachory,
żeby tak nie biegały, bo się przewrócą i spadną im lody, a ona
nie będzie po raz kolejny kupowała nowych. Paweł snuł się powoli
za nimi, sącząc mineralną z butelki i przeklinając gruczoły
potowe. Na szczęście to już prawie koniec. Łebki chcą jeszcze
tylko zobaczyć lwy i spadamy do domu. Z powrotem w chłodzonym
wentylatorem pokoju, jedząc pizzę, śliniąc się do zdjęć
pięknych dziewczyn, grając w durne strzelanki online dla zabicia
czasu bądź ucząc się jakichś pierdół, które i tak potem nie
przydadzą się w karierze zawodowej. Życie nie miało sensu. Nic,
tylko wykonywanie obowiązków i konsumpcja. Wszystko sprowadzało
się wyłącznie do zaspokajania bazowych potrzeb. Miał tego dość.
Przytłoczony
egzystencjalnym ciężarem Paweł usiadł na ławce tuż przed
wybiegiem dla lwów. Dzieci Joli przylgnęły do pancernej szyby w
nadziei na wypatrzenie dzikich kotów. Nic z tego. Drapieżniki
pewnie leżały gdzieś w wysokich trawach, rozleniwione brakiem
konieczności samodzielnego zdobywania pożywienia. Paweł niemal
zzieleniał z zazdrości na samą myśl o tym, że on mógłby się
pogrążyć w takim błogostanie...
Minęło kilka
chwil, a lwów ani śladu. Rozczarowane maluchy nie miały zamiaru
odchodzić od wybiegu mimo usilnych nalegań mamy. W końcu Jola
straciła cierpliwość i zagroziła, że pójdzie bez nich. Jej brat
zaczął podnosić się z ławki, licząc na to, że wreszcie
opuszczą ten przeklęty ogród zoologiczny.
Lecz nagle zrobiło
się ciemno i zimno. Na niebie jednolitemu błękitowi ustąpił
granat okraszony świecącymi punktami. Wystraszony Paweł rozejrzał
się dookoła. Zwiedzający gdzieś zniknęli, cała infrastruktura
zresztą też. Nic, tylko morze trawy smagane wichrem i wielkie
baobaby.
Chłopak nie miał
pojęcia, co się stało. Usłyszał donośny ryk. Ogarnęło go
przerażenie, lecz nie mógł uciekać. Stał sparaliżowany, modląc
się , by to wszystko okazało się jedynie halucynacją. Z gęstwiny
wyłonił się potężny lew z ciemnobrązową grzywą.
Majestatycznie kroczył w kierunku człowieka, zupełnie jakby
wiedział, że ten nie jest w stanie się oddalić.
- Nie bój się –
przemówił grubym głosem drapieżnik. - Jestem tu dla ciebie.
Usiądź.
Paweł wykonał
polecenie lwa. Dalej nie był do końca pewny tego, co się dzieje.
Dziki kot podszedł bliżej i położył się przy nim.
- Posłuchaj teraz
uważnie – ciągnął dalej król zwierząt. - Może uznasz to
wszystko za objawienie, może stwierdzisz, że sam to wymyśliłeś
albo wyśniłeś. Nieistotne. Chcę, żebyś wiedział jedno. Nie
powinieneś się zadręczać.
Paweł w głębi
duszy powoli czuł, jak lęk ustępuje. Zdawał sobie sprawę z
surrealizmu sytuacji i dobrych, choć jeszcze niezrozumiałych
intencji czworonożnego rozmówcy.
- Czym ja się
zadręczam? - zapytał, nagle wątpiąc w to, co konstytuowało jego
osobowość.
- Bezsensem –
odparł lew. - Wiarą w to, że wszystkie działania są w dłuższej
perspektywy pozbawione znaczenia. Nawet jeśli rzeczywiście światem
kierują wyłącznie ślepy los i naturalne popędy, to czy poddanie
się temu faktowi czyni cię szczęśliwym?
Milczenie. Ciszę
zakłócał jedynie szum wiatru.
- Sam możesz
wyznaczyć, co chcesz osiągnąć i dążyć do tego z całej siły.
Gdyby ci się nie udało, obierzesz inny cel. Wydaje się głupie,
lecz dzięki temu będziesz miał coś, na czym oprzesz życie. Coś
niekoniecznie nadprzyrodzonego czy wielkiego, lecz własnego.
- Dlaczego mi o tym
mówisz? - Paweł złapał się na tym, że mimowolnie zaczął
głaskać zwierzę po grzbiecie.
- Bo mi na tobie
zależy. Mnie, Lwowi Judy, prawdziwemu Mesjaszowi.
- Nie rozumiem.
Dlaczego akurat na mnie, bezwartościowemu młokosowi? Czy nie lepiej
było zainteresować się jakimś szanowanym człowiekiem?
- Szanowani ludzie
za mną nie przepadają – wyznał Mesjasz. - Interesuje ich tylko
kodeks i rytuał, a widzisz, ja lubię załatwiać sprawy
nieoficjalnie...
Wtem znów zrobiło
się jasno, a wielki kot znalazł się za pancerną szybą. Chłopak
zorientował się, że znów znajduje się w zoo i siedzi na murze
otaczającym wybieg.
- Hej, Paweł! –
usłyszał głos siostry. - Zbieraj się, idziemy. Gapisz się od
dwóch minut na tego lwa jak jakiś wariat. Znowu odpłynąłeś w
ten swój świat fantazji?
Subscribe to:
Posts (Atom)